PRZEKONANIE DO BIZNESU

“Byłam niepokorną nastolatką, słuchającą Nirvany i w tym duchu tworzyłam moją pierwszą biżuterię: wyginałam druty w różne strony, aby nadać im niecodzienny wygląd. W takich klimatach najlepiej się wówczas odnajdywałam.
Wyrastałam w Poznaniu w cieniu nazwiska Kruk. Poznaniacy mocno przywiązują wagę do swojego pochodzenia, dlatego wyjazd z kraju był dla mnie wyjściem na wolność – mogłam być po prostu Anią.
Miałam 21 lat, kiedy w Meksyku spotkałam podczas podróży mojego męża. Nasza wakacyjna przygoda trwa do dziś. Przeprowadziłam się do Hiszpanii, będąc jeszcze na studiach. Dzięki mężowi szybko poznałam, jak wygląda rodzinna strona życia w tym kraju. Od samego początku czułam się częścią ich lokalnego życia.
Pierwsze doświadczenie zawodowe zbierałam pracując dla Google – ta historia do dziś jest dla mnie zdumiewająca. Jeszcze podczas studiów zaczęłam dokształcać się w zakresie grafiki, konkretnie w projektowaniu liter. Ukończyłam w Hiszpanii szkołę podyplomową z typografii i wróciłam do Polski, aby dokończyć studia na poznańskim ASP. Okazało się, że na uczelni działa prężnie pracownia typografii, z którą się związałam. Organizowali wiele warsztatów, wystaw prac studentów. Na jedną z nich przyjechał headhunter z Google. Trafiłam na moment, kiedy rozwijali projekt zmiany sposobu projektowania stron internetowych. Poszukiwali studentów, którzy stworzyliby nowy katalog czcionek. Zaproponowali mi współpracę – dla mnie, młodej studentki, była to praca marzeń.
Dwa kroje pisma, które zaprojektowałam, zostały przez nich opublikowane. Czasami zdarza się, że otwieram menu w restauracji i widzę kartę złożoną z moich liter – bezcenne doświadczenie.
Stworzenie marki ANIA KRUK było wspólną decyzją całej naszej rodziny. Po sprzedaży marki W.Kruk na giełdzie, zaczęliśmy poważnie dyskutować, jak kontynuować pracę poprzednich pokoleń, aby nie zatracić tego, co zbudowaliśmy wspólnie przez lata. W proces analizy w szczególności zaangażowani byli mój tata i brat. Mieli pomysł jak przeprowadzić naszą sukcesję w dość nietypowy sposób. Zaczęły się długie rozmowy i negocjacje, żebym wróciła do Polski. Poczucie misji, jaką była kontynuacja działalności firmy rodzinnej, silnie na mnie zadziałało. Na tyle, że zdecydowałam się przeprowadzić z mojego hiszpańskiego świata z powrotem do ojczyzny.
Najpierw jednak zapisałam się do Szkoły Jubilerskiej w Barcelonie. Chciałam poznać tę branżę od środka. Miałam wtedy 25 lat i o biznesie nie wiedziałam nic. Walczyłam z czasem, żeby jak najszybciej wszystkiego się nauczyć. W pierwszym roku działalności popełniliśmy wiele błędów, bez których nie bylibyśmy firmą, którą jesteśmy dzisiaj. To był okres prawdziwej, przyziemnej nauki, co działa, a nad czym trzeba jeszcze popracować.
Nasza nietypowa sukcesja wywołała wiele emocji. Było mnóstwo pytań, ile w marce ANIA KRUK jest mnie, a ile mojego taty. Zderzenie tych komentarzy z naszą wspólną pracą było bardzo trudnym doświadczeniem. Z jednej strony byliśmy my – brat i ja, ze swoimi pomysłami na nowoczesne rozwiązania, a drugiej strony nasz tata z wieloletnim doświadczeniem – prawdziwe starcie dwóch żywiołów. Bardzo wiele się nauczyłam na początku naszej wspólnej działalności. Przede wszystkim o sobie samej – zrozumiałam, co daje mi radość.
Mam teraz bardziej spokojne podejście do biznesu. Łatwiej mi patrzeć na różne sytuacje z dystansem. Ze wszystkich kryzysów wyszliśmy cało i daliśmy radę. Dla firm rodzinnych charakterystyczne jest to, że rosną trochę „na dziko”. Brakuje nam często korporacyjnego porządku i wyznaczania procesów. Mam wrażenie, że firmy rodzinne w Polsce dopiero się tego uczą.
Dla mnie wciąż największą lekcją pokory jest nauka zarządzania zespołem. Czuję ogromną odpowiedzialność, aby właściwie ocenić, czy dana osoba jest na pewno kompetentna i nadaje się na wybrane stanowisko. Budowanie świadomości menadżera pomaga mi uwierzyć w siebie i swoje osądy. Bywały momenty, że za porażkę projektu obwiniałam siebie – uważałam, że nie potrafiłam go dobrze poprowadzić.
Czuję, że jestem mieszkanką Hiszpanii i Polski – w obu krajach jestem u siebie. Na południu mam slow life, pracuję z domu. Przyjazdy do ojczyzny dają rozpęd do dalszej działalności. W Polsce głównie pracuję: ekspresowo i bardzo intensywnie.
Polubiłam również czas pomiędzy – w podróży. Założyłam sobie, że w samolocie zawsze czytam jedną książkę o biznesie. To cenne chwile, które ciężko wygospodarować w codziennym życiu. Jest to też czas dla mnie, pomiędzy opieką nad małym dzieckiem w Hiszpanii, a pracą w Polsce.
Dopiero po urodzeniu dziecka zaczęłam myśleć o sobie, jak o kobiecie – nie dziewczynie. Jest to w życiu etap, który wiele zmienia. Pojawienie się dziecka było również motorem do wprowadzenia kolejnych zmian w firmie.  Macierzyństwo wymusiło na mnie przejście do bardziej strategicznego zarządzania niż do tej pory. Obawiałam się tej zmiany. Okazało się jednak, że wniosła wiele dobrego. Nigdy nie spodziewałam się, że wrócę do firmy rodzinnej. Zawsze byłam buntownikiem, nie podążałam za tradycją. Wychodząc od designu, myślałam, że będę zajmować się zadaniami kreatywnymi. Tymczasem okazało się, że najbardziej interesują mnie działania biznesowe – ustalanie procesów, zarządzanie zespołem, analizy. Ciągle siedzę w tabelkach i sprawia mi to wielką frajdę. Odkryłam potencjał biznesowy, który stał się moją pasją i tym, co w mojej pracy kocham
najbardziej.
Z każdym rokiem, od kiedy ANIA KRUK działa, czuję się mądrzejsza, coraz więcej umiem. To jest jak z żonglowaniem: zaczynasz od dwóch piłeczek i potem dokładasz kolejne. Jeżeli się dużo uczymy, łatwiej jest podejmować wyzwania. Nauką jest dla mnie również rozmowa z drugim człowiekiem, a ludzie często boją się zadawać pytania.
Mój tata był zawsze bardzo odważny. Dzielił się z moim bratem i ze mną swoimi przemyśleniami, abyśmy nigdy nie bali się podejmować nowych wyzwań. Dla otwartych umysłów świat stoi otworem”.

Ania Kruk

FOT. Iza Grzybowska

Poznaj więcej historii