NIE DAJ SIĘ ZATRZYMAĆ
“Moja praca to przede wszystkim praca z ludźmi. Zawsze marzyłam o zawodzie, w którym czynnik ludzki będzie miał największe znaczenie. Jeszcze na studiach postanowiłam otworzyć własną działalność – „Pretty Little Weddings”. Od początku drogi zawodowej ważna była dla mnie niezależność. Chciałam polegać na intuicji, działać po swojemu. Byłam gotowa rzucić się na głęboką wodę.
Wcześniej brałam udział w produkcji kilku wydarzeń miejskich, jednak brakowało mi w nich personalnego pierwiastka, który jest w organizacji ślubów. Nigdy nie byłam dziewczyną, marzącą o swoim Wielkim Dniu od dziecka, jednak zawód konsultanta ślubnego uwiódł mnie niesamowicie. Jestem bardzo rodzinną osobą. Mocno rozczulają mnie reakcje ludzi, którzy na równi z Parą Młodą, przeżywają ten dzień. Organizacja idealnego ślubu to nie tylko marzenie Pary Młodej, ale również ich rodziców, dziadków. Najczęściej taki projekt trwa kilkanaście miesięcy, składa się z wielu rozmów, a także wspólnych stresów. Jestem wdrażana w rodzinne historie, często konflikty, z którymi również trzeba się zmierzyć.
Pierwsze zlecenie wspominam jak koszmar. Musiałam intuicyjnie podjąć decyzje, które dzisiaj wynikają z doświadczenia. Robiąc coś „na czuja” nie wiesz, czy robisz to dobrze. Najprostsze rzeczy wydają się wówczas trudne. Miałam wobec siebie bardzo wysokie oczekiwania. Kosztowało mnie to wiele nerwów. Na dodatek Para Młoda nie wiedziała, że są moimi pierwszymi klientami. Po czasie uważam, że poszło mi naprawdę świetnie. Staram się odczarować przeświadczenie, że zawód konsultanta ślubnego to bardzo poważne zajęcie. Pary, które po raz pierwszy umawiają się ze mną na spotkanie, są zdziwione, że nie wita ich smutna Pani w garsonce. Trzeba się polubić, żeby ta współpraca zadziałała.
Największym wyzwaniem w tym zawodzie jest połączenie swojego gustu i własnej wizji z koncepcją, jaką mają moi klienci. Każda para daje mi wielki kredyt zaufania, oddając jeden z najdroższych i najważniejszych dni w swoim życiu w ręce prawie obcej osoby. Muszę im pokazać, że jestem w stanie spełnić ich marzenia.
Kiedy rozpoczynałam pracę w tym zawodzie zauważyłam, że plannery ślubne dostępne na rynku nie do końca wyczerpują temat organizacji ślubu. Postanowiłam więc stworzyć produkt, z jakiego sama chciałabym korzystać – tak narodził się pomysł na wydanie „Pretty Little Planner”. Rozpisałam sobie długoterminowy plan realizacji mojego marzenia. Przychodziły wówczas myśli, że muszę zdobyć jeszcze większe doświadczenie, poczekać na lepszy moment, ale moi najbliżsi bardzo mocno mnie wspierali i motywowali, abym nie czekała ani minuty dłużej na realizację tego pomysłu. Wydawałam planner bez pomocy wydawnictwa. Na mojej głowie były takie rzeczy, jak wybór papieru, okładka. Cały proces trwał ponad rok. Pamiętam doskonale moment, kiedy wzięłam pierwszy egzemplarz plannera w ręce. Rozpłakałam się i to nie były łzy szczęścia. Udoskonalałam go jeszcze wielokrotnie, nim w końcu powstała finałowa wersja. Ale tak jest z marzeniami – od wizji do urealnienia pomysłu prowadzi długa droga, musimy wiele przejść. Dziś myślę już o kolejnym wydaniu.
Stres to zdecydowanie jeden z największych moich wrogów. Nigdy nie ukrywałam, że jestem osobą cierpiącą na nerwicę. Teraz zaczyna się powoli o tym mówić, ale wciąż jest to temat tabu, w szczególności w świecie biznesowym. Brzydka prawda, o której nie mówi się łatwo czy przyjemnie. Moi znajomi byli w szoku, kiedy dowiedzieli się, że ja – osoba z nerwicą, biorę sobie na głowę prowadzenie własnego biznesu. Dlatego tak ważne jest dla mnie, aby mówić głośno, że można i da się to zrobić. Nerwica uprzykrza mi życie, ale nie jest czynnikiem, który może mnie zatrzymać. Nie wolno pozwolić, żeby choroba nas ograniczała. Często, kiedy mówimy o kobietach sukcesu, widzimy je piękne, idealne i zadbane. Ale nikt nie wie, jaką drogę musiały przejść, żeby zostać docenione. Gdy jesteś przedsiębiorcą, nikt cię nie poklepie po plecach za dobrze wykonaną pracę. Sam musisz nauczyć się być dla siebie mentorem, który powie ci, że idziesz w dobrym kierunku. Nie szukać pochwał, robić swoje, aby praca była jak najlepiej wykonana.
Własna działalność nauczyła mnie również umiejętności delegowania zadań. Pierwsza strona internetowa PLW była moim dziełem – mocno odbiegała od profesjonalnie wykonanej strony. Wylałam przy niej litry łez, zanim powiedziałam sobie “po co – nie muszę umieć wszystkiego” i zatrudniłam informatyka.
Niedawno przeczytałam zdanie, że kobiety często z wieloma sprawami czekają na przyjście „odpowiedniego momentu”. Odkładamy zmianę dotychczasowego życia, pracy czy macierzyństwo, bo zawsze chcemy być jak najlepiej przygotowane do nowej roli. Ale jak będziemy się za długo zastanawiać, to osoba obok nas, która jest mniej kompetentna, mniej utalentowana i nie ma naszych największych zalet, zrobi to, na co nam zabrakło odwagi. Dojdzie do miejsca, w którym byłybyśmy, gdybyśmy za długo o tym nie myślały. Nauczyłam się, że pewne rzeczy wyjdą w praniu. Trzeba znać swoje mocne strony i brać życie za rogi. Problemy rozwiązuje się po drodze. W końcu nie jesteśmy w stanie przygotować się na wszystko.
Kiedy spotykam kogoś, kto waha się czy zaryzykować i zrobić coś, w co wierzy, zawsze mówię “zamknij oczy i zrób to”. Jeżeli mamy pomysł i przede wszystkim czujemy potrzebę zmiany, zrobienia czegoś po swojemu, warto znaleźć w sobie siłę, aby iść tą drogą”.
Barbara Tomczak,
Pretty Little Weddings
FOT. Olga Jędrzejewska