ILE DAJE NAM WSPARCIE
“Kiedy myślę o swoim dzieciństwie, widzę moją mamę, która od małego inspirowała mnie słowami, że niezależnie od tego, jak w życiu jest źle, z każdego doświadczenia można wyciągnąć dobre rzeczy.
Od zawsze byłam artystyczną duszą. Udzielałam się wszędzie, gdzie tylko mogłam – od kółek zainteresowań w szkole po występy na scenie.
Jako nastolatka zarabiałam swoje pierwsze pieniądze, śpiewając. Śpiew był zawsze moim pierwszym punktem zaczepienia. To doświadczenie dało mi odwagę, aby spróbować swoich sił w czymś zupełnie nieznanym. I tak jako młoda, niespełna dwudziestoletnia dziewczyna, z głową pełną wizji, jak powinna wyglądać jej firma, otworzyłam prywatny żłobek w Poznaniu.
Przygoda, która trwała dwa lata, zmieniła moje życie o 180 stopni. Przyszedł jednak czas, kiedy każdego dnia płakałam w poduszkę – i wtedy poczułam dobitnie, że trzeba się z tego wycofać. Nie byłam po prostu zmęczona, byłam całkowicie wypalona. Okazało się, że młody, artystyczny duch nie wystarczy do spełnienia marzeń.
Miałam dwadzieścia jeden lat, gdy przeprowadziliśmy z narzeczonym tę decydującą rozmowę o sprzedaniu firmy. Poczułam wielką ulgę, że naprawdę możemy zacząć od nowa. Po doprowadzeniu transakcji do końca wyjechaliśmy za granicę. Zaczynaliśmy od zera, bez znajomości języka, kogokolwiek na miejscu. Pracowałam siedem dni w tygodniu, od rana do wieczora.
Znasz to uczucie, kiedy próbujesz udowodnić sobie, że jesteś w stanie przełamać swoje bariery, pomimo przeżytej porażki, której wspomnienie jak zły sen wciąż tkwi w twojej głowie? Człowiek takie pułapki umysłu rozpoznaje dopiero po czasie. Po roku, kiedy podszkoliłam język, zaczęłam awansować i budować powoli swój zespół. Po pięciu latach byłam już jego kierownikiem. Planowaliśmy zostać za granicą dłużej, ale informacja, że jestem w ciąży zmieniła diametralnie nasze plany. Podjęliśmy szybką decyzję – wracamy do Polski, do domu.
Dla mnie powrót do kraju był jednym z najszczęśliwszych dni mojego życia. Dzisiaj, kiedy czytam na różnych forach o rozterkach osób, które wahają się, czy po latach wracać, mówię zawsze: chodźcie; będzie dobrze. Znam to uczucie, kiedy tęsknisz, czujesz, że nie jest to twoje miejsce na ziemi, a serce ciągnie do Polski. Nieważne, jak bardzo ludzie by narzekali na życie w Polsce, dla mnie jest tu pięknie.
Zawsze mówiłam, że nie będę typową “matką Polką”. Dzisiaj mogę się śmiać z tych deklaracji. Dla mnie – osoby, która potrafiła być w kilku miejscach naraz – zostanie mamą stanowiło prawdziwy szok. Nie mogłam się w tej nowej sytuacji odnaleźć. Zamknięcie w domu z niemowlakiem, z którym nie dawałam sobie rady, okazało się trudniejsze, niż mogłabym sobie wyobrazić. Przechodziłam depresję poporodową.
Moja mama i przyjaciele pierwsi zauważyli, że źle się ze mną dzieje. Przychodzili, odwiedzali, żeby chociaż pobyć ze mną. Tak naprawdę to właśnie o tę obecność najbardziej w tym wszystkim chodziło. Zgłosiłam się również po pomoc do psychologa. Na pierwszej wizycie zapytano mnie, czy było coś szczególnego w moim życiu, co bardzo lubiłam robić. To zawsze były śpiew i pisanie. Na próby i koncerty nie byłabym w stanie jeździć, ale pisać mogłam zacząć od razu. I tak stworzyłam blog “Matka Polka na propsie”. Jak mi to pomogło!
Pierwszy post był właśnie o samotności. Z kolejnymi wpisami zaczęło zgłaszać się do mnie coraz więcej kobiet. Po lekturze moich postów pisały: „Aśka, dziękuję, że to napisałaś, bo ja czuję to samo, a nikt mnie nie rozumie”. Miałam ciarki, jak to czytałam.
Zaczęłam z czasem organizować spotkania z młodymi mamami w moim rodzinnym mieście. Dla mnie to była totalna odskocznia: przełom w moim życiu.
Pewnego dnia znalazłam ogłoszenie o warsztatach Dress For Success Poland. Wysłałam swoje zgłoszenie. To było niesamowite odkrycie, że tu w Polsce można spotkać tyle wspierających kobiet i wziąć udział w inicjatywie, która potrafi wyprowadzić uczestniczki na prostą po najróżniejszych życiowych perypetiach.
Każdej z uczestniczek dobierano po programie mentorkę, z którą mogliśmy się spotykać i porozmawiać o ponownym wejściu na rynek pracy. Moją mentorką została Dorota Krajewska-Roszyk. Przed spotkaniem poprosiła mnie, abym spisała wszystkie pomysły na biznes, jakie przychodzą mi do głowy. Przyszłam więc na spotkanie z całym zapisanym notatnikiem. Dorota powiedziała mi wtedy bardzo mądre zdanie: wykorzystaj zasób, który już masz. Jeżeli umiesz szyć, może warto postawić właśnie na tę umiejętność.
Po warsztatach trafiłam na kolejną wspaniałą inicjatywę: Poznań Mentoring Walk. Tam dobrano mnie z kobietą-rakietą: Agatą Habel, która uświadomiła mi kolejną ważną rzecz: jeżeli moja mama jest krawcową i szyła całe życie, to warto, żebyśmy stworzyły coś razem. Usłyszałam: wykorzystajcie więź na rzecz wspólnej inicjatywy. Przez pierwszy rok działalności szyłyśmy na zmianę na trzydziestoletniej maszynie do szycia, w dwupokojowym mieszkaniu.
Niesamowicie było obserwować mamę, w którą wstąpił nowy duch. Inicjatywa, jaką było otwarcie działalności PROPS z torebkami, zawierającymi personalizowane, odręczne kartki, stała się dla nas obu rewolucyjnym doświadczeniem. Po pięciu latach rozłąki mogłyśmy teraz codziennie realizować wspólnie jeden cel.
Pamiętam, jak pół roku po otwarciu sklepu okazało się, że nie jesteśmy w stanie realizować na czas zamówień – tyle ich było.
Dotychczas cała nasza działalność bazowała na współpracy z najbliższymi – mąż pomagał kroić, mama – szyć. Okazało się jednak, że musimy zatrudnić osobę z zewnątrz. W firmach rodzinnych panuje specyficzna zbiorowa odpowiedzialność. Dzielimy ją na wszystkich członków. Kiedy zaczynasz zatrudniać osoby z zewnątrz, zdajesz sobie jednak sprawę z dodatkowej odpowiedzialności. Dla mnie to był zupełnie nowy etap.
Ten rok jest dla nas wyjątkowy – z każdym miesiącem bijemy kolejne rekordy sprzedaży.
Jesteśmy świeżo po drugich urodzinach PROPSA. Tego dnia przyszły do nas wszystkie moje mentorki, pierwsze klientki, które były z nami od początku. Dla mnie to był dzień pełen wzruszeń – i moment, kiedy pomyślałam: „Asia, to, co robisz, jest super”. Dostaliśmy tego dnia mnóstwo kartek. Okazało się, że słowa, które dołączamy naszym klientkom do każdego zamówienia, wróciły ze zdwojoną siłą. Pokazuje to, jak bardzo wsparcie ludzi, a w szczególności – kobiet, zmienia życie. Przebywanie z osobami, które cię wspierają, to pierwszy krok do sukcesu i spełnienia. Jestem ogromnie wdzięczna za ten czas.
Gdy otwieraliśmy PROPS, mówiłam: „byle przetrwać rok”. Tak bardzo bałam się po doświadczeniu ze żłobkiem, że znowu zawiodę. Wciąż uczę się, aby te płochliwe myśli wyrzucić z głowy i dążyć w stronę nowych, lepszych doświadczeń.
Moja historia pokazuje, że warto podnosić się z upadku. Dlatego, droga Czytelniczko, uwierz w siebie, a poznasz swoją moc”.
Joanna Gacek-Sroka
FOT. Miłosz Janek Nowak @emjoten