INSPIRUJĄCA CODZIENNOŚĆ
“Zawodowi muzycy najczęściej pochodzą z rodzin, które od wielu pokoleń miały muzyczne zainteresowania. W mojej historii jest zupełnie na odwrót. Czasami wydaje mi się, że to nie ja wybrałam muzykę, ale muzyka wybrała mnie.
Chociaż jestem jedynaczką, rodzice starali się, abym nigdy nie czuła się pępkiem świata. Uczyli mnie wartości związanych ze społecznym zaangażowaniem, bycia wśród ludzi i dla ludzi. Od samego początku muzyka była dla mnie darem, którym chciałam się dzielić z innymi.
W przedszkolu, dzięki temu, że mama i nauczyciele zauważyli mój dryg do muzyki, zaczęłam uczęszczać na zajęcia muzyczno-taneczne. Mając niespełna pięć lat postrzegałam już siebie jako muzyka i rozpoczęłam przygotowania do nauki w szkole muzycznej. W wieku 11, 12 lat tworzyłam już pierwsze kompozycje, które zapisywałam. Trafiłam wówczas na wspaniałą nauczycielkę – Magdalenę Cynk, dzięki której uczestniczyłam już w pierwszych koncertach kompozytorskich i rozwinęłam swój talent.
Wykonanie pierwszego koncertu na fortepian, zainspirowanego muzyką podhalańską, odbyło się w 2001 roku. Emocje sięgały zenitu, bo sama grałam ten utwór. Stres i podekscytowanie mieszały się z zaciekawieniem, jak zostanie on odebrany. Pamiętam te doznania, jakby to było wczoraj. Co ciekawe, po wielu późniejszych występach, w przeróżnych miejscach na świecie, emocje wciąż pozostają te same.
Jako nastolatka bardzo chciałam zobaczyć, jak to jest żyć nie tylko muzyką. Zdecydowałam się kontynuować naukę w liceum ogólnokształcącym i jednocześnie uczęszczałam popołudniami na dodatkowe zajęcia w szkole muzycznej.
To był bardzo wymagający okres – szybko musiałam się nauczyć, jak łączyć dwa różne „światy”. Ten czas bardzo mnie ukształtował i utwierdził w wyborze dalszej ścieżki edukacji. Mając kilkanaście lat, miałam dużą determinację i chciałam sama zdecydować, co chcę dalej zrobić ze swoim życiem. Pomimo wielu głosów, że wybieram bardzo niepewny kierunek studiów, byłam przekonana, że robię dobrze i że warto zawalczyć o swoje muzyczne marzenia.
W trakcie ostatniego roku studiów kompozytorskich na Akademii Muzycznej w Poznaniu wyjechałam na roczną wymianę studencką do Wiednia. Czas płynął bardzo szybko i po dwunastu miesiącach czułam, że jeszcze nie chcę wracać do Polski. Kolejny rok spędziłam uczęszczając na studia podyplomowe na Universität für Musik und darstellende Kunst w Wiedniu pod kierunkiem prof. Reinharda Kargera. To doświadczenie okazało się kluczowe dla ostatecznego wyboru, na co tak naprawdę chcę postawić w muzyce.
Zawód artysty ma to do siebie, że najlepiej odnajdują się w nim ludzie, którzy potrafią znaleźć w sobie pokorę względem tego, co robią. Nie zrażać się, kiedy przychodzi gorszy czas. Trzeba być na niego po prostu gotowym. Myślę, że to jest największym wyzwaniem dla kompozytora – żeby nie tracić nadziei, kiedy nie wszystko idzie po naszej myśli. Żeby nie rezygnować ze swoich pomysłów. Samozaparcie jest w tym zawodzie niezbędne. Kiedyś mówiło się, że kompozytor to męski zawód. Poznań obala ten mit. Statystycznie najwięcej w Polsce kompozytorek mamy właśnie w Poznaniu.
Macierzyństwo mocno zmieniło moje podejście do codzienności. Nie ma co oszukiwać, że moje życie wygląda tak jak dawniej, ale prawdziwe szczęście nigdy nie jest łatwe. Im więcej spraw mam do pogodzenia, tym więcej determinacji znajduję w sobie. Uczę się ustalania priorytetów, działania w twórczym chaosie. Przypominają mi się czasy, gdy łączyłam naukę w dwóch szkołach czy dwa kierunki studiów – teraz godzę role mamy i czynnego zawodowo kompozytora. Doświadczenie macierzyństwa mocno mnie wzbogaciło, również twórczo. Po urodzeniu synka, kiedy miał trzy miesiące, stworzyłam suitę na puzon, inspirowaną baśniami Andersena.
Jest dużo prawdy w powiedzeniu, że osoby wokół nas kształtują naszą przestrzeń.
Mojego męża, który jest puzonistą, poznałam na pierwszym roku studiów, podczas prób grania mojego utworu. Wzajemnie się inspirujemy. Mąż jest moją muzą i stał się bodźcem do powstania wielu utworów na puzon.
Inspiracja najczęściej przychodzi do nas z codzienności, dlatego warto słuchać, co się wokół nas dzieje. Ostateczna decyzja, co z tym zrobimy, zawsze zależy od nas i według mnie warto wziąć za nią odpowiedzialność. Nie mogę powiedzieć, że walka o swoje marzenia jest łatwa i przyjemna. Trzeba przejść przez wiele trudnych emocji, by w końcu poczuć wolność bycia sobą, zawsze i wszędzie.“
Ewa Fabiańska-Jelińska
FOT. Ksenia Shaushysvili