PRZEKRACZAĆ SWOJE GRANICE

PRZEKRACZAĆ SWOJE GRANICE

“Moje pierwsze buty do biegania otrzymałam od matki chrzestnej. Używane, piękne
adidasy – wymarzony prezent. Rodzina nie wiedziała, czy zamiłowanie do biegania przetrwa,
więc nie chciała inwestować od razu w sprzęt najwyższej klasy. Po dwóch miesiącach te
same buty nie nadawały się do użytku. Można powiedzieć, że zabiegałam je na śmierć. Taki
był początek mojego biegania – pasji, która pochłonęła mnie bez reszty.
Zaczynałam od szkolnych zawodów: w mieście, powiecie, następnie przyszedł czas na
Mistrzostwa Polski. Wszystko działo się w sposób naturalny, etapowo. Jak były sukcesy,
pojawił się również pęd do ciągłego doskonalenia się – chęć, aby biegać dalej. Choć nigdy
nie podjęłam decyzji, że tylko to będę w życiu robić.
Pod koniec szkoły gimnazjalnej usłyszałam od mamy radę, że jeżeli chcę nadal się rozwijać,
powinnam pójść do szkoły w Poznaniu, gdzie będę miała lepsze warunki do trenowania. W
Śremie – moim mieście rodzinnym, takiego zaplecza sportowego po prostu nie było. Do
Poznania przenieśliśmy się w cztery osoby. Dzisiaj z tej grupy pozostałam tylko ja.
Decydując się na zawodową ścieżkę sportowca, trzeba zrezygnować z bardzo wielu
aspektów swojego życia, o których na co dzień się nie myśli. W młodym wieku decydujesz
się na wyjazd z rodzinnego domu, jesteś wciąż w rozjazdach. Trenując nie masz czasu na
nic innego, niż sport i szkołę. Był to wybór, który pozwolił mi udowodnić sobie samej, że
mogę więcej. Sport pokazuje, że można przekraczać swoje granice. Spełniać się i doceniać
innych za ich osiągnięcia, bez względu na to, skąd pochodzą i jaką historię mają za sobą.
Na Igrzyska Olimpijskie w 2012 roku zakwalifikowałam się mając osiemnaście lat. Byłam
wówczas bardzo młodą zawodniczką. W szybkim tempie udało nam się z całym zespołem
przejść wszystkie klasyfikacje. Może ten pośpiech spowodował, że nie do końca potrafiłam
wyobrazić sobie, na co tak naprawdę się piszemy.
Był to jeden jedyny raz, kiedy mnie zamurowało, gdy weszłam na stadion. Doping kibiców
czułam dosłownie na sobie. Szłam na strefę zmian i powtarzałam sobie w kółko, aby tylko
nie spojrzeć na trybuny. Pierwszy raz poczułam tak wielkie obciążenie emocjonalne,
ogromny stres.
Igrzyska w 2016 roku to było już zupełnie inne doświadczenie. Bardzo świadomie
przeżywałam wszystkie starty. Wiedziałam, po co tam jestem i jakie to wyróżnienie móc
nazywać się olimpijczykiem. Czułam, że dorosłam.
Kiedy przychodzą chwile zwątpienia, zawsze zadaję sobie pytanie, czy to, co robię ma sens.
Czy jest mi to potrzebne do szczęścia? W takich momentach najczęściej mój organizm
mówi, żebym przystopowała. A ja powtarzam sobie głośno: dasz radę. Mimo bardzo
ciężkiego treningu, wielu wyrzeczeń, staram się znaleźć w sobie siłę, aby jeszcze pokazać –
przede wszystkim sobie – że mogę więcej.
W tym roku rozpoczęłam studia doktoranckie na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu.
Od małego byłam wychowywana w poczuciu, że moim najważniejszym obowiązkiem jest
nauka. Po takim dotlenieniu organizmu, jaki daje nam trening, lepiej się pracuje. Podczas
ostatniej wigilii w Klubie Biegacza UEP dyskutowaliśmy z profesorami, którzy również
biegają, że często najlepszy pomysł na artykuł naukowy przychodzi podczas treningu.
Rok 2018, w którym borykałam się z kontuzją, skończyłam z dwoma medalami z
międzynarodowych imprez sportowych. Pobiłyśmy również zespołowo rekord Polski w
sztafecie 4×400 metrów na hali . Jest to przykład, że mimo wielu potknięć, człowiek potrafi
wstać i iść dalej. Pozwól sobie uwierzyć, że do przekroczenia granicy wystarczy maleńki
krok naprzód”.

Patrycja Wyciszkiewicz

FOT.   Aleksandra Szmigiel/ Running Creatives

 

Poznaj więcej historii