PLAN AWARYJNY
“Kiedy myślę o domu rodzinnym, wracam do chwil, gdy siadaliśmy w dużym pokoju – tata z gitarą, a ja obok, przyśpiewując do granych utworów. Zawsze „po godzinach”, nigdy na poważnie. Jestem pierwszą osobą w rodzinie, która w ogóle pomyślała, że można zająć się muzyką profesjonalnie.
Po liceum wybrałam porządny zawód nauczyciela. Ukończyłam filologię angielską. Moi rodzice bardzo mnie wspierali w tym wyborze. Mówili: śpiewaj ile chcesz, ale zawsze dobrze mieć awaryjny plan – posłuchałam ich. Angielski lubiłam na tyle, aby go studiować.
Moja muzyka czekała na lepszy moment.
W międzyczasie nagrywałam covery piosenek na różnych portalach muzycznych. Dołączyłam również do zespołu. Zaczęło się granie na żywo – czas urzeczywistniania marzeń. Kiedy pierwszy raz stanęłam na scenie przed mikrofonem, zobaczyłam wpatrzone we mnie oczy widowni. Uśmiechałam się na zewnątrz i w myślach do samej siebie – ten czas na scenie był od początku moim żywiołem.
Z sezonu na sezon zaczęłam nabierać coraz większej pewności scenicznej. Długo walczyłam ze swoją nieśmiałością, z myśleniem, że nie mam wykształcenia muzycznego. W końcu te wymówki przestały mnie blokować i zaczęłam po prostu działać. Im więcej ćwiczyłam, tym częściej otrzymywałam podpowiedzi, że idę w dobrą stronę.
Moja historia jest potwierdzeniem, że w każdym wieku można zacząć śpiewać. Na drodze poznawania siebie jako artystki, pojawiały się różne programy typu talent show. Startowałam do kilku i zawsze dostawałam odmowę. Zaczęły przychodzić myśli, że może to nie dla mnie. Powiedziałam sobie wówczas, że jeżeli dane mi będzie wystąpić w takim programie, jego organizatorzy sami się do mnie zgłoszą. I tak się stało. Któregoś dnia zadzwonił telefon – to było zaproszenie do „The Voice of Poland”.
Wcześniej obserwowałam ten show, nie wierząc, że mogłabym w nim wystąpić. Tam startują prawdziwi zawodowcy, muzycy ze sporym doświadczeniem. Poszłam na casting mając świadomość, że udział w programie nie jest gwarancją sukcesu – z takim podejściem wystartowałam. Przyszłam na przesłuchanie i się przeraziłam. Tylu kandydatów, tyle kolorowych ptaków i w tym wszystkim ja – zwykła dziewczyna z Poznania. Ale w życiu, żeby pójść dalej, trzeba po prostu stawić się w danym miejscu i podjąć wyzwanie.
Przeszłam precasting – czekało mnie wystąpienie w tzw. „przesłuchaniu w ciemno” przed trenerami, z widownią na żywo. „The Voice of Poland” jest typowo wokalnym programem. Trenerzy nie widzą cię podczas występu, tylko słyszą twój głos, co szybko weryfikuje twój talent. Miałam wrażenie, że jestem w telewizyjnej dżungli – kamery otaczały mnie z każdej strony. Weszłam na scenę, popatrzyłam na widzów i powiedziałam sama do siebie, że jestem tu dla nich. Śpiewałam, zapominając powoli o kamerach, a fotele trenerskie zaczęły się po kolei odwracać. Oznaczało to, że dostałam się do programu.
Trafiłam pod opiekę Marysi Sadowskiej, która zajęła się całą naszą grupą. Wiele się od niej nauczyłam. Miałam dylematy podczas kręcenia poszczególnych odcinków. Wiedziałam, że mam tylko kilka dni na przygotowanie do kolejnego nagrania. W takich sytuacjach nieważne, czy masz ból głowy, czy jesteś niewyspany – musisz walczyć. Programu nie wygrałam, ale sam udział był dla mnie prawdziwą szkołą życia. Wiele się nauczyłam, przede wszystkim o samej sobie. Zrozumiałam, czego chcę i wróciłam do Poznania, do rzeczywistości.
Jak wracasz po udziale w tego typu programie, musisz pamiętać, że nie będzie na ciebie czekał tłum fanów. Udział w „The Voice of Poland” trochę przenosi w inny wymiar czasoprzestrzeni – wydaje ci się, że możesz wszystko. Pełna wielkich nadziei zderzasz się na nowo ze ścianą.
W głowie miałam mnóstwo nowych pomysłów: na piosenki, koncerty, działania muzyczne.
Powrót jednak nie był tak kolorowy.
Wróciłam do nauczania w taki sposób, aby wciąż znajdować czas na tworzenie swoich piosenek. Miałam plan i mocno się go trzymałam. Śpiewanie coverów już mi nie wystarczało, chciałam dać z siebie coś więcej. Marysia Sadowska była dla mnie mocną inspiracją do działania. Podczas programu nieustannie pytała, czy już nagrywam swoje piosenki i powtarzała, abym nie czekała, tylko tworzyła. Zaczęłam pisać metodą prób i błędów. Zbierałam piosenki, jedną po drugiej.
Myślę, że najtrudniejsza w byciu artystą jest obawa, żeby realia życia codziennego nie zabiły tego, co tworzymy. Chciałabym chronić moją muzykę od przyziemnych frustracji – pytań, czy starczy mi do końca miesiąca na bieżące rachunki. Na muzykę bardzo łatwo jest się obrazić. Kiedy ci nie wychodzi, myślisz, że może coś jest z tobą nie tak. Sama wiara we własny talent po prostu nie wystarczy. Miałam taki moment, kiedy pytałam siebie, dlaczego innym artystom jest łatwiej przebić się na rynku, a ja wciąż pukam do różnych drzwi i czekam, kiedy w końcu się otworzą.
Bycie artystą to ciągła nauka cierpliwości. Trzeba naprawdę kochać muzykę. Może dlatego nie odpuszczałam i pomimo wielu przeszkód wciąż działałam.
Większości moich muzycznych dokonań towarzyszyła obawa. Mam taką zasadę: zrób to, mimo strachu. Moja płyta jest najlepszym przykładem. Kiedy zaczęłam pisać pierwsze piosenki, nawet nie pozwalałam sobie na myśl, jak to będzie, kiedy ją wydam. Wkrótce minie rok od jej pojawienia się na rynku. Pamiętam, kiedy wzięłam pierwszy egzemplarz do ręki i poczułam, jakby ktoś zdjął ze mnie plecak z kamieniami. Piosenki na tę płytę powstawały prawie pięć lat, dużo czasu zajęła również organizacja jej wydania.
Ogromna ekscytacja mieszała się z poczuciem spełnienia.
Jest wiele czynników, o które musisz zadbać, żeby twoja muzyka została usłyszana. Nie ma jednej, prostej reguły. Jeżeli czujesz, że to co robisz jest dobre, zacznij działać – zrób ten pierwszy krok.
Nawet ze strachem w oczach.”
Aga Czyż
FOT. Ola Bodnaruś