WIZJONERKA

“Będąc po pięćdziesiątce można śmiało powiedzieć, że nic w naszym życiu nie dzieje się bez przyczyny.
Moja historia jest tego doskonałym przykładem.
Mój pierwszy zawód to technik ogrodnik. Wybór zupełnie nie związany z moimi ówczesnymi zainteresowaniami. To były czasy, kiedy wybierało się kierunki zawodowe, które gwarantowały znalezienie pewnej pracy. Nie zachęcano do wyróżniania się. A ja bardzo chciałam robić coś więcej, niż podpowiadało mi otoczenie.
Drugie wykształcenie: zarządzanie i marketing, zdobyłam już jako osoba dorosła, świadoma swojego wyboru.
Trafiłam wówczas do świeżo utworzonej, pierwszej amerykańskiej korporacji w Poznaniu. Był to 1994r. Szybko odnalazłam się w tym miejscu, w dziale sprzedaży. Obserwowałam swoich kolegów, budując powoli swoją pewność siebie i odwagę w biznesie. Przestałam szukać swoich słabych obszarów, aby skupiać się na najlepszych. Zawodowo odważyłam się rozpocząć projekty, które kiedyś wydawały się poza moimi umiejętnościami, jak na przykład: napisanie biznesplanu dla pewnej Gminy.
Mój konspekt wygrał i tak po latach pracy w korporacji, rozpoczęłam pracę w jednostce budżetowej.
Miałam zostać pełnomocniczką Wójta. Euforia nie trwała długo – “szklany sufit” spowodował, że zostałam… kierowniczką lokalnego basenu.
Postanowiłam, że wykonam swoje zadanie najlepiej jak się da. Zaczęłam jeździć po różnych basenach w Wielkopolsce. Rozmawiając z ich kierownikami i pracownikami, zbierałam wiedzę jak skutecznie zarządzać tego typu obiektem.
Praca w samorządach wymagała wielu ustępstw, które nie były zgodne z moim światopoglądem i z tym co w biznesie się działo.
Rozstałam się z samorządem i po prawie dwóch latach przyjęłam propozycję pracy na stanowisku zarządczym, w branży ogrodniczej. I tak moje życie zatoczyło małe koło. Doskonale pamiętam początki mojej pracy, gdy jako technik ogrodnik po prostu wstydziłam się swojego zawodu. Potrzebowałam wielu lat doświadczenia, aby zdać sobie sprawę, że każdy etap naszego życia jest nam do czegoś potrzebny.
To była firma z dużym naciskiem na relacje, czyli coś zupełnie odwrotnego do pracy w korporacji do jakiej przywykłam.Bardzo mnie to ujęło.
W tamtych latach, w branży ogrodniczej tematyka marketingu czy komunikacji były nieistotne, gdyż była hossa w branży. Na początku Zarząd nie do końca wierzył w moje proponowane działania. Całą swoją wiedzę i pasję włożyłam w budowanie firmy, która wówczas zajmowała trzecie miejsce w Polsce w swojej kategorii. Dzisiaj jest liderem pod względem udziału rynkowego, marketingu i działań CSR.
Aby być skutecznym na rynku moje stanowisko wymagało ciągłej obserwacji klienta. Dzięki niej, zaczęłam zdawać sobie sprawę, że ponad 80% naszych klientów to kobiety.
Okazało się, że dla wielu z nich ogród jest nie tylko formą relaksu, ale często ucieczką przed problemami.
Im bardziej wsłuchiwałam się w głos tych kobiet, tym bardziej myślałam jak je wesprzeć.
Widziałam ten smutek i doskonale wiedziałam, że z wieloma problemami pozostają zupełnie same. Przypominały mnie sprzed paru lat, kiedy moje życie w przeciągu jednego roku zostało wywrócone do góry nogami. Miałam wówczas na tyle siły i odwagi w sobie, aby wziąć problem za rogi i zacząć działać.
Wyprowadziłam się ze swojego domu, wzięłam kredyt i przebudowałm go na Day Spa.
Stworzyłam tym samym miejsce, w którym kobiety na poziomie lokalnym, mogły się integrować.
Dla mnie był to ogromny krok do przodu. Czułam, że swoim przykładem mogę pokazać innym kobietom, że pomimo trudnej sytuacji, nie patrząc na zdanie innych, zaczęłam realizować swoje marzenia.
Tak było również z konkursem na Bizneswoman Roku.
Pamiętam, jak podczas śniadania usłyszałam audycję o organizowanym konkursie, w ramach projektu Sukces pisany Szminką. Strasznie spodobał mi się koncept plebiscytu.
Nie zastanawiałam się długo. Wypełniłam formularz i wysłałam swoje zgłoszenie do Organizatorów. Parę miesięcy później otrzymałam telefon – jesteś w finale.
I to się naprawdę wydarzyło. Udział w tym konkursie utwierdził mnie, że muszę znaleźć takie miejsce, w którym będę mogła wspierać inne kobiety do działań.
Tak trafiłam na Kongres Kobiet, a później na Letnią Akademię Kongresu Kobiet.
Tam zostałam dostrzeżona ze swoimi pomysłami i odwagą, po roku otrzymałam propozycję pełnienia funkcji pełnomocniczki w Wielkopolskim oddziale Kongresu Kobiet.
Dla mnie było to ogromne wyzwanie. Zupełnie nowe zadania, dodatkowa odpowiedzialność i tak wiele osób, które na Ciebie liczą.
Kongres Kobiet pokazał mi, że mogę więcej. I to pozytywnie nakręca.
Dzisiaj już wiem, że nasze szczęście nie jest dziełem przypadku, tylko dobrym nastawieniem, realizacją marzeń i ciężką pracą. Żeby nie mówić sobie: nie chcę mi się iść na to spotkanie, tylko powiedzieć: “Idę”.
Potrafię wyobrazić sobie efekty swojej pracy i robię wszystko, dosłownie wszystko, aby to się udało. Ja już się niczego nie boję. Mam wizję mojego życia i poczucia spełnienia. Mówi się, że aby być szczęśliwym, trzeba działać”.

Violetta Ratajczak

Poznaj więcej historii